O Bartoszu Bereszyńskim napisano w ostatnim czasie bardzo dużo: dobrze i źle. Ja również chciałbym dorzucić tu swoje "pięć groszy" - oczywiście bardzo subiektywnie, z perspektywy fana Kolejorza. Inaczej być nie może.
Staram się, jak tylko mogę, empatycznie wejść w skórę Bartka, ale za Chiny Ludowe nie mogę zrozumieć tego co zrobił. Chłopak miał być pewniakiem w "11" Kolejorza na rundę wiosenną (takie były deklaracje trenera Mariusza Rumaka), miał zabłysnąć i wystrzelić wreszcie z talentem, który niewątpliwie posiada. Wolał jednak, znienawidzoną w Poznaniu, Legię Warszawę, w której może mieć problemy z załapaniem się na ławkę rezerwowych... Cóż, mamona...
Gdyby dotyczyło to jakiegoś marnego stranieri, dla którego liczy się tylko kasa, machnąłbym na to ręką. Ale Bartek to rodowity poznaniak, wychowanek Lecha i syn Przemysława Bereszyńskiego, legendy Kolejorza z lat 90, którego grę podziwiałem w lidze i niezapomnianych meczach w europejskich pucharach.
Niestety, jego syn sprzedał to za garść legijnych srebrników. Szkoda... Całe szczęście, że oleju w głowie i honoru nie zabrakło Karolowi Linetty, chłopakowi o nieporównywalnie większym talencie niż Bartosz "Judasz" Bereszyński.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz