piątek, 26 sierpnia 2011

Moskwa znów na kolanach

W 1610 polskie wojska zajęły Moskwę, rok później na kolana przed  królem Zygmuntem III Wazą padł Smoleńsk. Co prawda, potem wybuchło powstanie i moskwiczanie wypędzili Polaków (Rosja czci ten dzień, jako święto narodowe), ale, jak do tej pory, jesteśmy jedyną europejską nacją, która zdobyła Moskwę. Nie udało się tego nawet takim specom, jak Napoleon, czy Hitler. Dziś Polacy znowu zdobyli największą metropolię wschodu. Po wspaniałej grze Legia Warszawa wygrała 3-2 z bajecznie bogatym Spartakiem. I znów Moskwa na kolanach!
 
Jestem pod ogromnym wrażeniem nie tyle samego wyniku, co gry legionistów. Ta agresja, siła i zaciętość. Coś niesamowitego. Mecz życia zagrał Maciej Rybus. Bardzo dobrze poszło Januszowi Golowi, Arielowi Borysiukowi, Michałowi Żewłakowowi... Można by tu wymienić całą drużynę. To zdecydowanie najlepszy mecz polskiego klubu w tej edycji europejskich pucharów.

Nie zachwycił mnie za to Śląsk Wrocław. Z tym składem rzeczywiście nie miał szans na przejście Rapidu Bukareszt. Wydaje się, że Orest wycisnął maksa ze swoich piłkarzy. Nie wydaje mi się, żeby z tymi ludźmi miał większe szanse cokolwiek więcej. Chyba, że właściciele Śląska pójdą po rozum do głowy i zimą sięgną głębiej do kieszeni. Bo na obecną nędzę i mag Orest nie poradzi.

Niestety, Wisły Kraków nie awansowała do Ligi Mistrzów na własne życzenie. Mecz na Cyprze grała beznadziejnie i to przez okrągłe 90 minut. Nie ma piłkarza, którego można byłoby nie zganić. Nawet "magiczny" Melikson zawiódł okrutnie. Gdy do tego dodamy irytujące szmaty Sergieja Parejko, to nic tylko się załamać.

Efekt? Mistrza Polski deklasuje najlepsza drużyna... Cypru. Czy nie brzmi to tragikomicznie? Szwagier mnie pociesza -  Co zrobisz, taka jest ta nasza polska piłka - mówi. - Jaka polska? - pytam poirytowany. No, bo w Wiśle może w jakąś piłkę grają. Tylko, że grających nią Polaków jakoś mało widać. 
 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz