czwartek, 18 sierpnia 2011

Zgrzeszyłem pychą

Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Przyznaję się. Zgrzeszyłem pychą. Bo liczyłem na wygrane wszystkich reprezentantów naszej ligi. Tymczasem rzeczywistość w europejskich pucharach okazała się bezlitosna i brutalnie obnażyła moje huraoptymistyczne oczekiwania.

Generalnie, występy Wisły, Legii i Śląska oceniam na słabą trójkę. Pocieszeniem, choć marnym, jest to, że żaden z tych klubów nie przyniósł nam wstydu. Zagrali na maksa. Ale zabrakło umiejętności i przede wszystkim doświadczenia. Za to kibice spisali się na szóstkę i to z plusem. Czapki z głów dla nich.
Na pewno cieszy wygrana Wisły. Choć fajerwerków nie było. Rozczarował mnie Melikson, ale na szczęście poprawnie zagrała obrona i niezawodny Sergiej Pareiko."Biała Gwiazda" jest o krok od piłkarskiego raju, jakim jest Champions League. Rewanż jednak nie będzie spacerkiem, bo Cypryjczycy pokazali, że potrafią grać w piłkę. A i z sędziami może być różnie. Nie tak dawno przecież Lech też wygrał u siebie 1-0 z Bragą i wydawało się, że awans jest pewny. W rewanżu niestety przegraliśmy 2-0 i sen o potędze się skończył. Dlatego wiślakom radzę wstrzemięźliwość w ocenianiu swoich szans. Choć wierzę, że po 15 latach w końcu doczekam awansu polskiej drużyny do Ligi Mistrzów.

Pierwsze pół godziny meczu ze Spartakiem Legia zagrała, jak... nie Legia. Warszawiacy "siedli" na Rosjanach i robili z nimi, co chcieli. To był szok. Ze zdumienia przecierałem oczy. Fantastyczny mecz zagrał Ljuboja. Teraz już wiem, że jest wart 500 tys. euro rocznie, które w Legii zarabia. Niestety, Spartak pokazał klasę i mimo tego, że nie grał rewelacji, to zremisował. Ale to cechuje klasowe drużyny. Na to wychodzi, że Legia taką (jeszcze?) nie jest. Przed rewanżem wypada być optymistą, choć rozsądek nakazuje co innego.

Śląsk Wrocław chyba już zakończył przygodę w europejskich pucharach. Przegrał wyraźnie z Rapidem Bukareszt i wszystko wskazuje, że jest już "po ptokach". Szkoda. Bo myślałem, że zobaczę grupę Ligi Europejskiej na przepięknym stadionie, który lada dzień zostanie otwarty. Nie ma jednak co rozpaczać. Nic to nie da. Kto wie, może w Rumunii zdarzy się cud?

Żeby zakończyć optymistycznie, należy zadać pytanie, kiedy ostatnio mieliśmy trzy drużyny na tym etapie europejskich rozgrywek. Bardzo dawno. To pokazuje, że jest progres. Choć wiadomo, że do ideału dużo brakuje. Jasne - trzeba do niego dążyć, ale należy też doceniać, to co się ma. Ja też chciałbym zarabiać 50 tys. zł miesięcznie. Nie zarabiam. I jakoś nie załamuję rąk, tylko cieszę się, że mam ciekawą pracę, kupione za kredyt mieszkanie i choć stary, ale sprawny samochód. Wielu, zwłaszcza na Podkarpaciu, może tylko o tym pomarzyć.      

   


   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz