piątek, 18 listopada 2011

Powyborczy zastój na inwestycji wszechczasów

Jakoś nie może ruszyć, warta pół miliarda złotych, budowa układu komunikacyjnego, łączącego Mielec z Kielcami. Jan Tarapata, szef sejmikowej Komisji Gospodarki i Infrastruktury tłumaczy, że opóźnienia są efektem problemów, z jakimi boryka się województwo świętokrzyskie, które wspólnie z Podkarpaciem realizuje inwestycję. Według planów, droga do Kielc ma być gotowa już za dwa lata. Choć w dotrzymanie tego terminu mało kto wierzy.

Podkarpacie zobowiązało się wyłożyć 270 mln zł, za które chce wybudować: łącznie 12 km dróg, dwa mosty na rzekach Breń i Wisłoka, a także połowę przeprawy na Wiśle. Za jej resztę zapłaci marszałek świętokrzyski, który ma zbudować również 17 km dróg i most na rzece Czarna. Wartość tych wydatków to ok. 190 mln zł. To gigantyczne przedsięwzięcie ma być realizowane w ramach rządowo-unijnego Programu Rozwoju Polski Wschodniej.

Problem w tym, że po stronie województwa świętokrzyskiego pojawiły się problemy z opinią dotyczącą ochrony środowiska. Kłopoty pojawiły się też na drodze od Połańca do Staszowa, która idzie terenami budowlanymi i okoliczni mieszkańcy zażądali barier dźwiękochłonnych.

O budowie drogi do Kielc słyszę od wielu lat. Problem w tym, że tylko słyszę, bo tak naprawdę nic się nie dzieje. Nie tak dawno przebudowano drogę wojewódzką łączącą Mielec z Kolbuszową. Jako częsty jej użytkownik, muszę przyznać, że jeździ się teraz, jak po stole. Brawo. Nic więc dziwnego, że na oficjalnym zakończeniu prac chętnych do przecinania wstęgi nie brakowało. Zwłaszcza, że było tuż przed wyborami do parlamentu.

Sęk w tym, że zapomniano skończyć budowę małej obwodnicy Kolbuszowej (łącznika z drogą krajową nr 9), która jest integralną częścią tej inwestycji. Zresztą do tej pory stoi tam szlaban. Taki jest efekt robienia propagandy VIP-om na siłę. W przypadku drogi do Kielc jest odwrotnie. Budowa jakoś nie może ruszyć z kopyta. Może dlatego, że już po wyborach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz