poniedziałek, 14 listopada 2011

Lokalne świętości i niewyspani lekarze

Kiedyś jeden z mielczan powiedział mi, że w jego mieście są trzy świętości: stadion, WSK i lotnisko. Ludzie wspominają, że w PRL-u WSK zatrudniała kilkanaście tysięcy osób. Z nostalgią mówią też o legendarnym stadionie, na którym piłkarze Stali zdobywali tytuły Mistrza Polski, a na arenie europejskiej jak równy z równym rywalizowali z takimi tuzami, jak Real Madryt.

Nie mniejsze emocje towarzyszą wspomnieniom, dotyczącym mieleckiego lotniska. Jego obecna kondycja niestety nie napawa optymizmem. Mimo tego, władze miasta zapewniają, że nie jest aż tak źle. Obiecują konkretne działania. Ale… dopiero po przejęciu spółki, zarządzającej lotniskiem. I tak to się toczy: urzędnicy obiecują i zapewniają, lotnisko sukcesywnie ulega degradacji, a jego miłośnikom coraz częściej i bardziej puszczają nerwy.

A teraz z innej beczki. Świadomość, że operuje nas medyk, który nie śpi którąś noc z rzędu, siłą rzeczy musi bulwersować. Bo nie po to płaci się lekarzom z pieniędzy podatników, żeby odsypiali nocki na dyżurach, albo – co gorsza – w stanie silnego przemęczenia „walczyli” o zdrowie i życie pacjentów, gdzie szybka reakcja i precyzja ma istotne (nierzadko kluczowe) znaczenie.

Nie wiem, jak to jest w przypadku mieleckiego pogotowia. Mam jednak nadzieję, że zatrudnieni tam medycy pracują nie dłużej niż jedną dobę, a później odsypiają ją w swoich domach, a nie na kolejnym dyżurze w innej placówce służby zdrowia. Choć, stan faktyczny powinniśmy poznać dopiero wtedy, kiedy powiat upubliczni grafik dyżurów, to w sprawie pogotowia starostwo decyzję już podjęło. Odwołało jego dyrektora. Czyżby jednak coś było na rzeczy?

Na koniec muzycznie. Z okazji Dnia Niepodległości - U2.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz